poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Koncert Pepsi Rocks prezentuje: Thesis + Forma, 9.08.2011

I odbył się zapowiadany od paru tygodni koncert w Hard Rock Cafe. Tym razem na scenie mogliśmy zobaczyć dwie młode warszawskie kapele, które właśnie łapią wiatr w żagle by wypłynąć na szerokie wody.
Mimo tego, że to środek tygodnia, w klubie zgromadziła się całkiem duża publiczność. Wysokie ceny w barze równoważył darmowy wstęp.

Koncert miał rozpocząć się po godzinie 21., a wystartował jak zwykle z lekką obsuwą. Na przystawkę: Forma.

Zespół Forma jest mi skądinąd znany i bynajmniej nie było to moje pierwsze z nim spotkanie. Również nowy materiał nie jest dla mnie niespodzianką, gdyż słyszałam go już na żywo, ostatnio jednak akustycznie. A powrót do elektrycznego grania chłopcy zaliczyli w wielkim stylu.  Występ trwał trochę ponad 40 minut, a materiał brzmiał świeżo i spójnie, pomimo różnorodności kawałków. Nowe numery tria, takie jak Void, Maligna  czy Verify kipią energią, z kolei Potrayer i The Barber of Siberia to skomplikowane utwory, zaskakujące wielością zastosowanych patentów. Były również wolniejsze utwory, "ballady", jeśli można tu zastosować takie określenia: As I Fall i Find Yourself. Ale i starsze numery wpasowały się w set idealnie. Na scenie widać było moc, zespół utrzymywał też kontakt z publicznością - również tą niewidzialną, bo cały koncert transmitowany był na żywo w Antyradiu. Zaskoczeniem dla tych, którzy znali zespół wcześniej mogło być to, że wszyscy trzej muzycy mają teraz swoje partie wokalne, co sprawia bardzo dobre wrażenie. Powiedzieć, że byli w formie to za mało - muzycy byli po prostu w swoim świecie. Brakowało jednak jakby drugiego gitarzysty - co nie znaczy, że zespół brzmiał źle czy niepełnie - mam tylko wrażenie, że druga gitara jeszcze lepiej wypełniłaby muzyczną przestrzeń.
Rozbudowane kompozycje, zmiany tempa i połamane dźwięki to chyba to, co najlepiej określa muzykę Formy. Nowy materiał jest przy tym również niesamowicie melodyjny, co jednak nie czyni go przystępnym dla przeciętnego słuchacza. Czy to źle? I tak i nie. I nie nazwałabym tego muzycznym pierdem. Wysublimowana muzyczna FORMA. I kogut! Tyle.
Moi faworyci spośród nowego materiału to: Maligna, Void, Find Yourself, As I Fall.
Tutaj fotorelacja z koncertu.

W kategorii przystawek była to naprawdę pierwsza klasa i tylko zaostrzyła apetyt.
Po dłuższej przerwie przyszła pora na danie główne, ktorym tego wieczoru miało być Thesis.
Próbowałam już wcześniej tego dania, wtedy jednak podane było na zimno (unplugged) i byłam naprawdę oczarowana. We wtorek wieczorem Thesis podano na gorąco! Niestety część publiczności opuściła salę - w końcu był środek tygodnia. To jednak nie zraziło muzyków i dali z siebie wszystko. Poza znanymi z pierwszego albumu utworami Like a Child czy Leaving Physical zespół zaprezentował, jak mniemam, część nowego materiału na kolejny krążek. Wokalista wyglądał jak w transie - zamykał oczy i delikatnie poruszał się w rytm muzyki. Sprawiało to naprawdę niesamowite wrażenie, jego głos świetnie też wpasowywał się w tę mroczną, skądinąd muzykę. Mroczną, ale nie ponurą. Warszawski kwintet zagrał z werwą, salę wypełniała kakofonia dźwięków. Miałam jednak wrażenie, że gitara prowadząca chwilami była za cicho, perkusista rzeczywiście mocno wali. Muzyka Thesis wprowadziła słuchaczy w swoisty klimat. Powoli zanurzaliśmy się w magiczną krainę... Był i post i progres i psychodela. Żałuję tylko, że nie usłyszałam Persephony, no ale nie można mieć wszystkiego. Ważne, że Thesis smakuje również na ciepło, choć latem wolę chyba zimne dania...
Fotorelacja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz